Minęły już ponad rok od dnia w którym zdecydowałem, że nie pójdę na studia. 28 września 2017, zanim jeszcze pojawiłem się na jakichkolwiek zajęciach, wysłałem oświadczenie o rezygnacji i prośbę o skreślenie mnie listy studentów do Uniwersytetu SWPS. Co mnie do tego skłoniło? 

Dosyć długo towarzyszyło mi przeświadczenie, że system edukacji w Polsce mocno mi nie leży. W klasie maturalnej zrobiłem eksperyment, przechodząc na cały rok na edukację domową (o czym pisałem tutaj, ostatecznie eksperyment zakończył się sukcesem). Co do studiów byłem mocno sceptyczny.

Nie chciałem iść na typową uczelnię artystyczną. Chciałem się wykształcić w taki sposób, aby mieć dobre pojęcie o rynku, prawdziwych potrzebach biznesu, strategii komunikacji - a nie tylko o robieniu ładnych obrazków.

Najpierw myślałem nad tym, żeby może wyjechać za granicę, może studiować na np. Hyper Island czy innej ciekawej uczelni, bo jedynie tam naprawdę podobały mi się programy studiów. Po pierwsze jednak to było ultra drogie (jeśli nie jesteś obywatelem Szwecji albo Norwegii, którzy mają studia za darmo, to płacisz około... 820 000 zł za dyplom z Hyper Island)... i właściwie to zamyka listę argumentów. Jeśli chodzi o podejście do studenta i program, to najbardziej odpowiadał mi Uniwersytet SWPS, dlatego zdecydowałem się złożyć tam papiery i dostałem się (nie było trudno, bo to prywatna uczelnia).

Jednocześnie szukałem innych opcji rozwoju. Na początku roku 2017 zdecydowałem, że chcę dostać się do najlepszej agencji brandingowej we Wrocławiu.

Mocno ukształtował mnie wtedy Ran Segall, który podzielił się ze mną kilkoma radami, nagrywając film w odpowiedzi na moje pytanie "Jak zdobyć doświadczenie w projektowaniu?".

Praca zamiast studiów? 

Jedną z nich była rada:

Znacznie więcej nauczyłem się pracując pół roku w jednej z najlepszych agencji brandingowych, niż przez 4 lata studiów projektowych.

Postanowiłem potraktować to poważnie. Wszedłem na Behance i kliknąłem filtr "Wrocław" - chciałem znaleźć najlepszą agencję brandingową w mojej okolicy. Na pierwszym miejscu figurował Necon. Zdecydowałem się tam zaaplikować. W czerwcu 2017 dostałem się.

Kiedy więc zbliżał się czas studiów, pracowałem już w w tej agencji i jednocześnie robiłem projekty dla klientów po godzinach. Cały mój tydzień od 9 do 19 był wypełniony projektowaniem. Czułem, że uczę się nowych rzeczy i to w dodatku na konkretnych przykładach.

Kiedy więc przyszedł do mnie plan lekcji, nagle zdałem sobie sprawę, że idąc na te studia nie będę miał w ogóle życia. Zajęcia miały się odbywać w weekendy od 8 do 19.

Jako, że chciałem mieć czas na rzeczy, które chcę robić poza pracą, zacząłem się zastanawiać czy rzeczywiście jest sens teraz iść na studia. W pracy sporo się uczyłem. Robiłem ciekawe projekty. Po pracy również nie narzekałem na brak zajęć. Czy rzeczywiście warto co miesiąc płacić 9 stów za to, żeby uczyć się dodatkowo tego na studiach?

Gdy pytałem ludzi dookoła o to, odpowiedź była jedna - nie warto.

Nie zastanawiałem się więc zbyt długo i napisałem rezygnację - tym samym zostałem skreślony z listy uczniów tuż przed pierwszymi zajęciami.

Chciałem podjąć praktyczną decyzję. Chciałem robić prawdziwe projekty, zdobywać prawdziwą wiedzę z pierwszej ręki i nie tracić czasu i kasy na rzeczy, które nie są prawdziwym doświadczeniem.

Czy to była dobra decyzja?

Myślę, że to się jeszcze okaże za kilka lat. Wcale nie oznacza to, że na studia w ogóle nie pójdę. Ostatnio powstają kolejne kierunki jak np. branding na SWPS, więc cały czas śledzę czy jest coś godnego uwagi. Na pytanie "iść czy nie iść na studia" nie ma jednej prostej, jednoznacznej odpowiedzi.

Wiem jedno - z pewnością nie pójdę na studia całkowicie oderwane od rzeczywistości, gdzie bardziej liczy się wpasowanie się w wydumane ambicje przeintelektualizowanych wykładowców niż w realne potrzeby ludzi z którymi będę potem pracował. Przykład?

Wygrana praca konkurs na logo Zespołu Szkół Plastycznych we Wrocławiu. Mam wrażenie, że takie rzeczy przechodzą tylko w warunkach szkół artystyczych. 

Absolutnie jednak nie odradzam tej ścieżki edukacji. To byłoby wręcz głupie, bo czasem sporo bym dał, żeby mieć takie komfortowe warunki do nauki jak studenci. Kilka razy doświadczyłem, że moje błędy sprawiły, że straciłem czyjeś zaufanie w biznesie. Na studiach skończyłoby się może trochę gorszą oceną.

Jednak na teraz zdecydowałem się podążać inną ścieżką. Po 5 miesiącach pracy w Neconie przeszedłem na freelance. Robię coraz to nowe projekty z ludźmi z Polski i z całego świata, pracuję nad portfolio. Chcę szukać dobrych staży/pracy w najlepszych firmach i pracować w zespołach z ludźmi od których mogę się dużo nauczyć. 

Jak to wyjdzie? Sam jeszcze nie wiem.

Szczerze - to dlatego zdecydowałem się prowadzić tego bloga. Chciałbym się z Wami dzielić tym czego się uczę, co robię i móc potem spojrzeć w jaki sposób wyglądała moja droga. Chcę dzielić się z Wami tym, co praktycznie działa i co nie działa. Sam chciałbym móc przeczytać taki dziennik.

W następnych wpisach podzielę się również z Wami ludźmi, którzy mnie inspirują - moimi ulubionymi projektantami, którzy również nie skończyli studiów. Chcę również podrzucić Wam kilka porad na temat tego, w jaki sposób zostać projektantem-samoukiem. 

Może ktoś z Was ma inne zdanie, albo skończył studia graficzne i chciałby się podzielić swoim doświadczeniem? Zapraszam do komentarzy.

Dobrego dnia! 

PS. Podrzucam jeszcze wpis od jednego z moich ulubionych projektantów, Tobiasa van Schneidera, który może być fajnym głosem w dyskusji - "University vs. Self Taught".